czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział III - Podejrzenia i teorie


Słońce wschodziło, kiedy dojeżdżałam do Nowego Yorku. Miasto wyglądało na naprawdę duże. Mogłoby się zdawać, że niektóre budynki sięgały chmur. Zatrzymałam się w małym motelu, gdzie chciałam odespać noc jazdy. Byłam bardzo zmęczona i jedyne o czym teraz myślałam to sen. Rzuciłam plecak na drewniane krzesło i padłam na łóżko. Sprężyny zaskrzypiały, ułożyłam się dostatecznie wygodnie w materacu i przykryłam kocem. Nie minęła minuta, a ja już spałam.

Po wybudzeniu od razu przeszłam do łazienki i wzięłam długi, zimny prysznic (za kilka dolarów za noc nie ma co liczyć na ciepłą wodę). Starałam się wymyślić jak mam się spotkać ze Star Lordem, skoro nie umówiliśmy miejsca spotkania. Pewnie użyję jakiegoś komputera w kawiarence, by wysłać mu wiadomość. Tu jest raczej wiele takich kawiarni. Myślałam także o tym, co napisał mi przed moją ucieczką. Powiedział, że zaginęła jego siostra, że ją porwali. Skoro szuka jej od pięciu lat, to w jakim wieku oni wtedy byli?

Wyszłam z pod prysznica, wytarłam się i przeczesałam włosy ręką. Przyglądałam się mojemu odbiciu w stłuczonym lustrze. Potem przeniosłam wzrok na nożyczki, które leżały na półce obok umywalki. Może czas najwyższy coś zmienić? Chwyciłam nożyce do ręki i zaczęłam obcinać włosy. Po moim małym przycięciu sięgały ramion. Wróciłam do pokoju i ubrałam się. Na dworze było ciepło, wiec zdecydowałam się na krótkie, niebieskie spodenki, biały T-shirt i czarną kamizelkę oraz oczywiście buty do kolan. Do kieszeni spodni wsadziłam portfel, zamknęłam drzwi do pokoju i wyszłam na zewnątrz. Nie chciałam zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi czy co jeszcze gorsze mieć konflikt z policją, więc nie wzięłam motocykla.

 

Szłam przed siebie w kierunku centrum. Czy byłam bliżej, tym bardziej duszno się robiło, najpewniej od spalin. Dało się też wyczuć dym z kominów fabryk. Na szczęście, kiedy już znalazłam się w samym centrum odór ustał. Chyba trafiłam w godzinę szczytu, bo musiałam się nieźle naprzepychać pomiędzy ludźmi. Nie jestem przyzwyczajona do takich tłumów. Skręciłam w jakąś boczną alejkę by choć na chwilę mieć trochę miejsca dla siebie. Obok mnie zauważyłam budkę telefoniczną. Może powinnam zadzwonić do mamy. Nie chcę, żeby panikowała, kiedy zajedzie do domu, a mnie tam nie będzie. Wrzuciłam monetę i wykręciłam numer. Po trzech sygnałach odebrała.


-Słucham.

-Cześć mamo.

-Sam? Czemu nie dzwonisz z komórki? Znowu ci się zepsuła?

-Można tak powiedzieć. Słuchaj mamo, muszę ci coś wyznać. Nie chcę, żebyś się przestraszyła.

-Kotku, jeśli rozwaliłaś komórkę, to kupimy ci nową, nie musisz się martwić. Jestem trochę zajęta, to może…

-To ważne! – mówiłam drżącym głosem. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Ona jak zwykle nie interesowała się tym co mam jej do powiedzenia. Nie miałam za dużo czasu. Musiałam kończyć – Chcę…chcę żebyś wiedziała, że cię kocham. I tatę też.

-My ciebie też kochamy. Muszę kończyć, do zobaczenia w domu!


Koniec rozmowy. Sygnał się urwał. Rozłączyła się. Byłam zła, jak zwykle zostałam spławiona. Uderzyłam słuchawką z całej siły w budkę i opadłam na ziemię. Łzy spływały ciurkiem i zaczęłam się trząść. Co jeśli już ich nigdy nie zobaczę? To ciągle moi rodzice, tylko że ja ich nic nie obchodzę.

Spojrzałam w kierunku głównej ulicy. Chodnik już trochę opustoszał. Powinnam iść. Otarłam twarz ręką i wstałam z ziemi. Wróciłam na główną drogę i szłam dalej. Po jakiś dziesięciu minutach znalazłam odpowiednią kafejkę. Weszłam do przeszklonego budynku i usiadłam przy jednym z komputerów. Zalogowałam się na moją pocztę i napisałam do przyjaciela.


Skye:

Jestem na miejscu. Gdzie się spotkamy?


Star Lord:

Może pod ciebie podejdę. Gdzieś się zatrzymałaś?

 
Skye:

W takim motelu na obrzeżach miasta, ale teraz jestem w kafejce internetowej „Sunshine”.

 
Star Lord:

Zostań tam. Za dziesięć minut będę.


Wyłączyłam pocztę i odeszłam od stolika. Miałam wielką ochotę na kawę, więc zamówiłam sobie małą, czarną. Usiadłam przy stoliku i w spokoju ją wypiłam. Uwielbiam smak kawy, w dodatku czarnej. Nie słodzę, ani nie daję mleka. Kofeina w czystej postaci jest „the best”.

Kiedy już skończyłam napój, wyszłam na zewnątrz i cierpliwie czekałam. Byłam ciekawa, jak on ma zamiar mnie poznać. Nie wysyłaliśmy sobie zdjęć. No, ale coś się wymyśli. Obserwowałam każdego chłopaka, który przechodził, ale żaden z nich się nie zatrzymywał. W końcu jeden z zaciekawieniem spojrzał się na mnie, a następnie podszedł bliżej. Był dość szczupły i bardzo wysoki. Miał piękne, brązowe oczy i roztrzepane przez wiatr bujne, brązowe włosy. Był ubrany w granatowe jeansy, szarą koszulkę, koszule w czerwono - niebieską kratę i czerwone trampki. Uśmiechnął się lekko i odezwał.


-Cześć Skye. W końcu się spotykamy.

-Długo trzeba na ciebie czekać, Star Lordzie – zaśmiał się cicho.

-Mam na imię Garfield. Możesz mi mówić Gar.

-Ja jestem Samanta, ale preferuję Skye.

-W porządku. Zapraszam do mnie.


Garfield złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą. Szliśmy ulicami miasta trzymając się za ręce. Czułam się trochę niezręcznie. 


-Wiesz, możesz już puścić moją rękę. Nie ucieknę ci – puściłam mu oczko.

-No tak, przepraszam – chłopak wypuścił moją dłoń z uścisku i włożył ręce do kieszeni – Jestem pewny, że nieźle się przeraziłaś tego robota, co? – zdziwił mnie pytaniem

-Cóż, byłam zaskoczona, może trochę wystraszona, ale nie straciłam głowy.

-I to się liczy.

Skręciliśmy w jakąś uliczkę, a potem Gar zaczął wspinać się po schodach pożarowych. Nieco zdziwiona postąpiłam tak samo. Weszliśmy na piąte piętro i przez okno do mieszkania. Było puste, jeśli nie liczyć kanapy i leżącego na niej laptopa, a także całej ściany poobklejanej zdjęciami robotów czy jeszcze innymi, na przykład fotografiami ludzi. Na ziemi też leżały jakieś dokumenty. Uważając, by ich nie podeptać weszłam na środek pokoju i obejrzałam ścianę.

-Od kiedy ty…

-To robisz? Od pięciu lat. To dość długa historia.

-Mamy czas – oboje usiedliśmy na kanapie.

-Mój ojciec jest żołnierzem. Kiedy miałem czternaście lat, wrócił z Iraku. Ja, mama i moja siostra Beatrice byliśmy bardzo podekscytowani jego powrotem. Nie da się opisać szczęścia, jakie czuliśmy. Tata nie wrócił z pustymi rękami. Powiedział, że ma coś, co może zmienić nasz los. Pierw nie wiedziałem o co mu chodzi, dopóki nie pokazał nam głowy robota większej od nas.

-Wojsko ot tak mu ją oddało? – dopytałam.

-Jasne, że nie. Znalazł ją podczas jednej z misji, była zakopana w piasku. Chciał ją sprzedać jakimś naukowcom.

-Pewnie dostał by za nią sporo pieniędzy – przerwałam mu.

-Pewnie tak. W nocy, rodzice poszli na kolację, a ja opiekowałem się siostrą. Koło dziesiątej usłyszeliśmy dziwny dźwięk, a potem zgasły wszystkie światła. Wyszedłem na zewnątrz, żeby sprawdzić co się stało i wtedy go zobaczyłem. Wielki, skrzydlaty robot stał przed naszym domem z ręką wyciągniętą w kierunku okna. Zamarłem, nic nie mogłem zrobić. Robot wybił szybę i wyjął tą cholerną głowę. Potem podszedł do mnie. Chciałem uciekać, ale nie mogłem się ruszyć.

-Byłeś tylko dzieckiem.

-Byłem przerażony – powiedział tak, jakby znów znalazł się przed tamtym domem – Byłem pewny, że mnie zabije, ale on tylko przeszedł obok, zmienił się w odrzutowiec i odleciał. Wróciłem do domu, Beatrice leżała nieprzytomna w swoim pokoju. Byłem pewny, że zobaczyła tego stwora przestraszyła się i po prostu zemdlała. Potem jednak coś uderzyło mnie w głowę i straciłem przytomność. Kiedy rano się obudziłem, mojej siostry już nie było.

-Tak mi przykro – położyłam dłoń na jego ręce – Nie mogłeś nic zrobić, wiesz o tym? Miałeś tylko czternaście lat.

-Ona miała dziesięć i została m odebrana. Policja szukała ją bardzo długo, ale bez skutku. Rodzice się załamali, mama nie chciała wierzyć w moją historię, a tata nie mógł się pogodzić, że to przez niego Beatrice została porwana.

-Wierzysz, że ona wciąż żyje?

-Muszę w to wierzyć – Gar w momencie wstał z kanapy i podszedł do obklejonej ściany – Zbierałem informacje o takich robotach przez pięć lat i mam pewną teorię – podeszłam do chłopaka, który pokazał mi dwa znaki. Jeden, który miały namalowany robot z Internetu i ten, który mnie gonił. Tego drugiego wcześniej nie widziałam. Był bardziej kwadratowy i bardziej ludzki niż poprzedni – Te symbole pojawiały się na wielu, różnych zdjęciach z całego świata. Dlaczego są inne? Moim zdaniem, to są insygnie dwóch różnych rodów, czy czegoś w tym stylu. Oni ze sobą walczą.

-Dlaczego mieliby walczyć, przecież to jedne gatunek, co nie?

-Tego nie wiem, ale sama pomyśl. Masz inne wytłumaczenie – pokręciłam przecząco głową – No właśnie. Myślę też, że jedne z nich nie chcą nam zrobić krzywdy – pokazał na nieznany mi znak – Roboty z tą insygnia były widziane podczas pożarów czy powodzi, kiedy ratowały ludzi. To nasi obrońcy, a ci drudzy to wrogowie.

-Ale czego mogą chcieć ode mnie?

-Widziałaś ich, może nie chcą świadków. Może dlatego zabrali moją siostrę, sam nie wiem. Jedynym sposobem by się tego dowiedzieć, jest znalezienie tych dobrych – zaśmiałam się w głos, ale Garfieldowi chyba nie było do śmiechu.

-Ty tak na serio? Chcesz szukać robotów z kosmosu? Co, jeśli się mylisz?

-Cóż, jeśli się mylę, to będziemy zbyt martwi, żeby się tym przejąć.

-To mnie pocieszyłeś. Masz jakiś konkretny plan na ich znalezienie?

-Ty, jesteś moim planem.

-Co proszę? – skrzyżowałam ręce na piersi. Gar odpiął dwa zdjęcia z tablicy i pokazał mi je. Na jednym stał mężczyzna w garniturze i okularach, o czarnych włosach i niebieskich oczach. Na drugim natomiast była kobieta o krótkich, jasnobrązowych włosach i ciemnych oczach ubrana w skórę. 

-Mam podejrzenie, że ci ludzie łapią te roboty. Nie wiem czemu i nie wiem jak, ale gdziekolwiek nie pojawią się roboty, oni zawsze tam są. Mój plan? Wstawimy zdjęcia na Internet, a wtedy oni tu przyjdą. Jestem pewien, że już cię szukają, a kiedy dodamy fotkę to na pewną się nie oprą. Wezmą cię do swojej bazy, gdzie może dowiesz się czegoś o tych robotach.

-Zgadam się na ten cholerny plan tylko dlatego, że chcę wyplatać się z tego bagna, a ty możesz mi w tym pomóc. Ale jeśli coś pójdzie nie tak, to przekonasz się dlaczego przez rok siedziałam w poprawczaku za pobicia.

-Nie bój się, mała. Wszystko pójdzie jak po maśle.

Oby Gar miał rację. Inaczej, mogę się pożegnać z dotychczasowym życiem. Albo co gorsza, mogę się w ogóle pożegnać z życiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz