Słońce wschodziło, kiedy
dojeżdżałam do Nowego Yorku. Miasto wyglądało na naprawdę duże. Mogłoby się
zdawać, że niektóre budynki sięgały chmur. Zatrzymałam się w małym motelu,
gdzie chciałam odespać noc jazdy. Byłam bardzo zmęczona i jedyne o czym teraz
myślałam to sen. Rzuciłam plecak na drewniane krzesło i padłam na łóżko.
Sprężyny zaskrzypiały, ułożyłam się dostatecznie wygodnie w materacu i
przykryłam kocem. Nie minęła minuta, a ja już spałam.
Po wybudzeniu od razu
przeszłam do łazienki i wzięłam długi, zimny prysznic (za kilka dolarów za noc
nie ma co liczyć na ciepłą wodę). Starałam się wymyślić jak mam się spotkać ze
Star Lordem, skoro nie umówiliśmy miejsca spotkania. Pewnie użyję jakiegoś
komputera w kawiarence, by wysłać mu wiadomość. Tu jest raczej wiele takich
kawiarni. Myślałam także o tym, co napisał mi przed moją ucieczką. Powiedział,
że zaginęła jego siostra, że ją porwali. Skoro szuka jej od pięciu lat, to w
jakim wieku oni wtedy byli?
Wyszłam z pod prysznica, wytarłam
się i przeczesałam włosy ręką. Przyglądałam się mojemu odbiciu w stłuczonym
lustrze. Potem przeniosłam wzrok na nożyczki, które leżały na półce obok
umywalki. Może czas najwyższy coś zmienić? Chwyciłam nożyce do ręki i zaczęłam
obcinać włosy. Po moim małym przycięciu sięgały ramion. Wróciłam do pokoju i
ubrałam się. Na dworze było ciepło, wiec zdecydowałam się na krótkie,
niebieskie spodenki, biały T-shirt i czarną kamizelkę oraz oczywiście buty do
kolan. Do kieszeni spodni wsadziłam portfel, zamknęłam drzwi do pokoju i
wyszłam na zewnątrz. Nie chciałam zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi czy co
jeszcze gorsze mieć konflikt z policją, więc nie wzięłam motocykla.
Szłam przed siebie w kierunku
centrum. Czy byłam bliżej, tym bardziej duszno się robiło, najpewniej od
spalin. Dało się też wyczuć dym z kominów fabryk. Na szczęście, kiedy już
znalazłam się w samym centrum odór ustał. Chyba trafiłam w godzinę szczytu, bo
musiałam się nieźle naprzepychać pomiędzy ludźmi. Nie jestem przyzwyczajona do
takich tłumów. Skręciłam w jakąś boczną alejkę by choć na chwilę mieć trochę
miejsca dla siebie. Obok mnie zauważyłam budkę telefoniczną. Może powinnam
zadzwonić do mamy. Nie chcę, żeby panikowała, kiedy zajedzie do domu, a mnie
tam nie będzie. Wrzuciłam monetę i wykręciłam numer. Po trzech sygnałach
odebrała.
-Słucham.
-Cześć mamo.
-Sam? Czemu nie dzwonisz z
komórki? Znowu ci się zepsuła?
-Można tak powiedzieć.
Słuchaj mamo, muszę ci coś wyznać. Nie chcę, żebyś się przestraszyła.
-Kotku,
jeśli rozwaliłaś komórkę, to kupimy ci nową, nie musisz się martwić. Jestem
trochę zajęta, to może…
-To ważne! – mówiłam drżącym
głosem. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Ona jak zwykle nie interesowała
się tym co mam jej do powiedzenia. Nie miałam za dużo czasu. Musiałam kończyć –
Chcę…chcę żebyś wiedziała, że cię kocham. I tatę też.
-My ciebie też kochamy. Muszę
kończyć, do zobaczenia w domu!
Koniec rozmowy. Sygnał się
urwał. Rozłączyła się. Byłam zła, jak zwykle zostałam spławiona. Uderzyłam
słuchawką z całej siły w budkę i opadłam na ziemię. Łzy spływały ciurkiem i
zaczęłam się trząść. Co jeśli już ich nigdy nie zobaczę? To ciągle moi rodzice,
tylko że ja ich nic nie obchodzę.
Spojrzałam w kierunku głównej
ulicy. Chodnik już trochę opustoszał. Powinnam iść. Otarłam twarz ręką i
wstałam z ziemi. Wróciłam na główną drogę i szłam dalej. Po jakiś dziesięciu
minutach znalazłam odpowiednią kafejkę. Weszłam do przeszklonego budynku i
usiadłam przy jednym z komputerów. Zalogowałam się na moją pocztę i napisałam
do przyjaciela.
Skye:
Jestem na miejscu. Gdzie się
spotkamy?
Star Lord:
Może pod ciebie podejdę.
Gdzieś się zatrzymałaś?
Skye:
W takim motelu na obrzeżach
miasta, ale teraz jestem w kafejce internetowej „Sunshine”.
Star Lord:
Zostań tam. Za dziesięć minut
będę.
Wyłączyłam pocztę i odeszłam
od stolika. Miałam wielką ochotę na kawę, więc zamówiłam sobie małą, czarną.
Usiadłam przy stoliku i w spokoju ją wypiłam. Uwielbiam smak kawy, w dodatku
czarnej. Nie słodzę, ani nie daję mleka. Kofeina w czystej postaci jest „the best”.
Kiedy już skończyłam napój,
wyszłam na zewnątrz i cierpliwie czekałam. Byłam ciekawa, jak on ma zamiar mnie
poznać. Nie wysyłaliśmy sobie zdjęć. No, ale coś się wymyśli. Obserwowałam
każdego chłopaka, który przechodził, ale żaden z nich się nie zatrzymywał. W
końcu jeden z zaciekawieniem spojrzał się na mnie, a następnie podszedł bliżej.
Był dość szczupły i bardzo wysoki. Miał piękne, brązowe oczy i roztrzepane
przez wiatr bujne, brązowe włosy. Był ubrany w granatowe jeansy, szarą
koszulkę, koszule w czerwono - niebieską kratę i czerwone trampki. Uśmiechnął
się lekko i odezwał.
-Cześć Skye. W końcu się
spotykamy.
-Długo trzeba na ciebie
czekać, Star Lordzie – zaśmiał się cicho.
-Mam na imię Garfield. Możesz
mi mówić Gar.
-Ja jestem Samanta, ale preferuję
Skye.
-W porządku. Zapraszam do
mnie.
Garfield złapał mnie za dłoń
i pociągnął za sobą. Szliśmy ulicami miasta trzymając się za ręce. Czułam się
trochę niezręcznie.
-Wiesz, możesz już puścić
moją rękę. Nie ucieknę ci – puściłam mu oczko.
-No tak, przepraszam –
chłopak wypuścił moją dłoń z uścisku i włożył ręce do kieszeni – Jestem pewny,
że nieźle się przeraziłaś tego robota, co? – zdziwił mnie pytaniem
-Cóż, byłam zaskoczona, może
trochę wystraszona, ale nie straciłam głowy.
-I to się liczy.
Skręciliśmy w jakąś uliczkę,
a potem Gar zaczął wspinać się po schodach pożarowych. Nieco zdziwiona
postąpiłam tak samo. Weszliśmy na piąte piętro i przez okno do mieszkania. Było
puste, jeśli nie liczyć kanapy i leżącego na niej laptopa, a także całej ściany
poobklejanej zdjęciami robotów czy jeszcze innymi, na przykład fotografiami
ludzi. Na ziemi też leżały jakieś dokumenty. Uważając, by ich nie podeptać
weszłam na środek pokoju i obejrzałam ścianę.
-Od kiedy ty…
-To robisz? Od pięciu lat. To
dość długa historia.
-Mamy czas – oboje usiedliśmy
na kanapie.
-Mój ojciec jest żołnierzem.
Kiedy miałem czternaście lat, wrócił z Iraku. Ja, mama i moja siostra Beatrice
byliśmy bardzo podekscytowani jego powrotem. Nie da się opisać szczęścia, jakie
czuliśmy. Tata nie wrócił z pustymi rękami. Powiedział, że ma coś, co może
zmienić nasz los. Pierw nie wiedziałem o co mu chodzi, dopóki nie pokazał nam
głowy robota większej od nas.
-Wojsko ot tak mu ją oddało?
– dopytałam.
-Jasne, że nie. Znalazł ją
podczas jednej z misji, była zakopana w piasku. Chciał ją sprzedać jakimś
naukowcom.
-Pewnie dostał by za nią
sporo pieniędzy – przerwałam mu.
-Pewnie tak. W nocy, rodzice
poszli na kolację, a ja opiekowałem się siostrą. Koło dziesiątej usłyszeliśmy
dziwny dźwięk, a potem zgasły wszystkie światła. Wyszedłem na zewnątrz, żeby
sprawdzić co się stało i wtedy go zobaczyłem. Wielki, skrzydlaty robot stał
przed naszym domem z ręką wyciągniętą w kierunku okna. Zamarłem, nic nie mogłem
zrobić. Robot wybił szybę i wyjął tą cholerną głowę. Potem podszedł do mnie.
Chciałem uciekać, ale nie mogłem się ruszyć.
-Byłeś tylko dzieckiem.
-Byłem przerażony –
powiedział tak, jakby znów znalazł się przed tamtym domem – Byłem pewny, że
mnie zabije, ale on tylko przeszedł obok, zmienił się w odrzutowiec i odleciał.
Wróciłem do domu, Beatrice leżała nieprzytomna w swoim pokoju. Byłem pewny, że
zobaczyła tego stwora przestraszyła się i po prostu zemdlała. Potem jednak coś
uderzyło mnie w głowę i straciłem przytomność. Kiedy rano się obudziłem, mojej
siostry już nie było.
-Tak mi przykro – położyłam
dłoń na jego ręce – Nie mogłeś nic zrobić, wiesz o tym? Miałeś tylko
czternaście lat.
-Ona miała dziesięć i została
m odebrana. Policja szukała ją bardzo długo, ale bez skutku. Rodzice się
załamali, mama nie chciała wierzyć w moją historię, a tata nie mógł się
pogodzić, że to przez niego Beatrice została porwana.
-Wierzysz, że ona wciąż żyje?
-Muszę w to wierzyć – Gar w
momencie wstał z kanapy i podszedł do obklejonej ściany – Zbierałem informacje
o takich robotach przez pięć lat i mam pewną teorię – podeszłam do chłopaka,
który pokazał mi dwa znaki. Jeden, który miały namalowany robot z Internetu i
ten, który mnie gonił. Tego drugiego wcześniej nie widziałam. Był bardziej
kwadratowy i bardziej ludzki niż poprzedni – Te symbole pojawiały się na wielu,
różnych zdjęciach z całego świata. Dlaczego są inne? Moim zdaniem, to są
insygnie dwóch różnych rodów, czy czegoś w tym stylu. Oni ze sobą walczą.
-Dlaczego mieliby walczyć,
przecież to jedne gatunek, co nie?
-Tego nie wiem, ale sama
pomyśl. Masz inne wytłumaczenie – pokręciłam przecząco głową – No właśnie. Myślę
też, że jedne z nich nie chcą nam zrobić krzywdy – pokazał na nieznany mi znak
– Roboty z tą insygnia były widziane podczas pożarów czy powodzi, kiedy ratowały
ludzi. To nasi obrońcy, a ci drudzy to wrogowie.
-Ale czego mogą chcieć ode
mnie?
-Widziałaś ich, może nie chcą
świadków. Może dlatego zabrali moją siostrę, sam nie wiem. Jedynym sposobem by
się tego dowiedzieć, jest znalezienie tych dobrych – zaśmiałam się w głos, ale
Garfieldowi chyba nie było do śmiechu.
-Ty tak na serio? Chcesz
szukać robotów z kosmosu? Co, jeśli się mylisz?
-Cóż, jeśli się mylę, to
będziemy zbyt martwi, żeby się tym przejąć.
-To mnie pocieszyłeś. Masz
jakiś konkretny plan na ich znalezienie?
-Ty, jesteś moim planem.
-Co proszę? – skrzyżowałam
ręce na piersi. Gar odpiął dwa zdjęcia z tablicy i pokazał mi je. Na jednym
stał mężczyzna w garniturze i okularach, o czarnych włosach i niebieskich
oczach. Na drugim natomiast była kobieta o krótkich, jasnobrązowych włosach i
ciemnych oczach ubrana w skórę.
-Mam podejrzenie, że ci
ludzie łapią te roboty. Nie wiem czemu i nie wiem jak, ale gdziekolwiek nie
pojawią się roboty, oni zawsze tam są. Mój plan? Wstawimy zdjęcia na Internet,
a wtedy oni tu przyjdą. Jestem pewien, że już cię szukają, a kiedy dodamy fotkę
to na pewną się nie oprą. Wezmą cię do swojej bazy, gdzie może dowiesz się
czegoś o tych robotach.
-Zgadam się na ten cholerny
plan tylko dlatego, że chcę wyplatać się z tego bagna, a ty możesz mi w tym
pomóc. Ale jeśli coś pójdzie nie tak, to przekonasz się dlaczego przez rok
siedziałam w poprawczaku za pobicia.
-Nie bój się, mała. Wszystko
pójdzie jak po maśle.
Oby Gar miał rację. Inaczej,
mogę się pożegnać z dotychczasowym życiem. Albo co gorsza, mogę się w ogóle
pożegnać z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz