czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział IV - Umowa


Siedziałam w kafejce internetowej i wstawiałam zdjęcie robota. Garfield ciągle miał je na swojej poczcie, więc mogłam bez problemu dodać je na różnorodne stronki o obcych. Chciałam tu jak najszybciej ściągnąć tych ludzi, więc nie spieszyłam się. Do tego podpisałam się pseudonimem, a w Internecie funkcjonuję jedynie jako Skye. Nie wyłączałam komputera by pozwolić im mnie namierzyć. Garfield obserwował mnie z sąsiedniego budynku. Jeśli coś pójdzie nie tak, wkroczy do akcji. Jeszcze zanim się rozstaliśmy, chłopak kazał mi uciekać przed nimi, by nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Wtedy powinni kupić moje zachowanie. Trochę się denerwowałam, ale starałam się tego nie pokazywać. Kupiłam kolejną kawę, już trzecią dzisiaj.


W kafejce spędziłam ponad dwie godziny. Nie wiem, może oni nas rozgryźli, albo po prostu tego nie kupili. Miałam już dość czekania. Wyłączyłam komputer i opuściłam budynek. Wyraźnie się ochłodziło, bo przywitał mnie zimny powiew wiatru. Niestety po chwili zrozumiałam, co go spowodowało. Na niebie pojawił się czarny helikopter, z którego na linach zaczęli spuszczać się jacyś żołnierze. Byli ubrani w czarne kombinezony, kamizelki kuloodporne, masywne  rękawice i buty wojskowe. Okrążyli mnie i wycelowali broń. Te pistolety nie wyglądały jak karabiny maszynowe czy snajperskie. Były wyraźnie krótsze, a grubsze. Musiałam zacząć grać, więc jak najszybciej pobiegłam w uliczkę obok, gdzie nie było żadnego żołnierza. Słyszałam strzały, ale nic nie poczułam.  Całe szczęście. Wybiegłam na ulicę pełną ludzi. To powinno ich trochę spowolnić. Przeciskałam się pomiędzy przechodniami, aż dostałam się na jezdnię i o mało nie zostałam przejechana przez taksówkę. W ostatnim momencie skoczyłam na drugi pas, a potem na chodnik. Żołnierze już byli na drodze. Pobiegłam przed siebie, w kolejną uliczkę. Tam niestety drogę zagrodził mi druciany płot. Nie mogłam się cofnąć. Zaczęłam się na niego wspinać, a kiedy byłam już na szczycie, poczułam silne i bardzo bolesne ukłucie. Potem przez całe moje ciało przeszedł prąd. Bezwładnie upadłam na ziemię. Trzęsłam się przed energię przepływającą w moim ciele. Ktoś szedł w moją stronę. Po sylwetce było widać, że to kobieta. Z łatwością odbiła się od budynku i przeskoczyła nad siatką. Wylądowała obok mnie. Ostatkami sił podniosłam głowę i zobaczyłam kobietę ze zdjęcia. Potem, straciłam przytomność.

***

Obudziłam się niczym poparzona. Jasne światło oślepiało mnie. Zasłoniłam oczy ręką i starałam się przyzwyczaić do sytuacji. Wstałam z krzesła i obejrzałam pokój. Ciemnoszare ściany wykonane z jakiegoś dźwiękoszczelnego materiału, podłoga z gumy. Na środku stał stół i po każdej z jego stron krzesło. W prawą ścianę była wmontowana szyba, prześwitująca, ale nie widziałam nikogo po drugiej stronie. W rogu wisiała kamera.

Spróbowałam otworzyć drzwi znajdujące się naprzeciw stołu, ale były zamknięte. Jakże by inaczej. Zrezygnowana usiadłam na krześle i czekałam, aż ktoś do mnie przyjdzie. To się jednak przez długi czas nie działo.

Po jakiejś godzinie drzwi się otworzyły. Do środka weszła dobrze znana mi kobieta, ta sama, która mnie postrzeliła. Miała ma sobie ciemny, obcisły kombinezon z golfem, buty do kolan na płaskim obcasie oraz metalowe rękawice, albo takie, które wyglądały na metalowe. Na jej twarzy malowała się powaga. Usiadła naprzeciw mnie, nie odzywając się. Nie miałam zamiaru czekać ani minuty dłużej, więc zaczęłam zadawać pytania.

-Kim jesteś?

-To ja tutaj zadaję pytania, nie ty – mówiła spokojnie. Widać było, że nigdzie się nie śpieszy.

-W takim razie pytaj – skrzyżowałam ręce na piersi.

-Dlaczego uciekałaś?

-Wiesz, celowaliście do mnie z broni, normalni ludzie raczej by uciekli.

-Nie rób ze mnie idiotki. Wyraźnie na nas czekałaś. Ty i ten twój przyjaciel chcieliście nas przechytrzyć, ale uwierz mi, to nie takie łatwe – wyprostowałam się.

-Gdzie on jest?

-Nie martw się, nawet go nie ścigaliśmy. Nie jest nam potrzebny.

-A ja jestem? – chciałam ją jakoś przechytrzyć.

-Sama to oceń – uśmiechnęła się delikatnie – Miałaś kontakt z obiektem obcego pochodzenia, udało ci się uciec. Co więcej, zniszczyłaś robota. Jak?

-Nie mam bladego pojęcia, właśnie chciałabym się tego dowiedzieć! – ta baba mnie denerwowała. Chcę się w końcu dowiedzieć choć kilku rzeczy o tych robotach, a ona mi w tym jedynie przeszkadza.

-Zebraliśmy jego ciało. Co dziwne, nie miał nawet rysy, a co jeszcze dziwniejsze jego źródło energii było pozbawione nawet najmniejszego ostatka życia.

-A powinien taki pozostać? – ciemnooka zaśmiała się.

-Bystra jesteś mała, ale nic ci nie powiem – cicho westchnęłam.

-Dobra, zadałaś pierwsze pytanie. Co z resztą?

-Śpieszy ci się gdzieś?

-Siu siu?  - pokiwała przecząco głową – Zawsze warto spróbować.

-Znam o tobie większość informacji. Dzieciństwo, oceny w szkole, niecienka kartoteka – wyraźnie podkreśliła ostatnie – Dostaliśmy się też na twoją pocztę, więc mamy twoje wszystkie konwersacje.

-W takim razie po co tu jestem?

-Zaintrygowałaś mnie – znów stała się poważna – Od lat szukasz dowodów na istnienie istot pozaziemskich, nagle na swojej drodze spotykasz taką istotę. Chcesz się dowiedzieć o niech więcej, mam rację? – pokiwałam twierdząco głową – Naraziłaś się na niemałe niebezpieczeństwo wstawiając to zdjęcie, tylko po to, żebyśmy cię zgarnęli. Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, współpracujmy. Powiedz mi wszystko co o nich wiesz, proszę. Może wtedy uda nam się wyjaśnić czemu im tak na tobie zależy.

Muszę przyznać jedno. Ona ma gadane. Nie chciałam im nic mówić, ale w tym momencie nie mam wyboru. Oni mogą mi pomóc, w dodatku chcą mi pomóc. Muszę się na to zgodzić.

-Nie wiem za wiele, ale Garfield wie.

-Twój przyjaciel? – pokiwałam twierdząco głową – Zaoszczędzisz nam czasu i powiesz, gdzie go znaleźć?

-Zgoda, ale musicie mi coś obiecać.

-Tak?

-Musicie być ze mną szczerzy. Chcę wiedzieć o nich wszystko – kobieta pokiwała porozumiewawczo głową – Gar mieszka w Nowym Yorku, niedaleko miejsca, gdzie mnie znaleźliście, zaledwie trzy przecznice dalej. To stare i zaniedbałe mieszkanie na piątym piętrze.

-Dziękuję. Znajdziemy go z łatwością – kobieta wstała, a ja zaraz za nią – Pokarzę ci teraz twój tymczasowy pokój. Będziesz musiała w nim trochę posiedzieć, bo nie możesz sama poruszać się po bazie. Kiedy to wszystko się skończy, wrócisz do domu.

-Dziękuję.

Opuściłyśmy pomieszczenie i znalazłyśmy się w długim, ciemnym korytarzu. Przeszłyśmy na sam koniec i wyszłyśmy drzwiami do kolejnego korytarza. Ten był wyraźnie jaśniejszy. Ściany były betonowe, podłoga gumowa. Ściana po prawej była szybą. Mogłam przez nią zobaczyć pracujących nad czymś naukowców, ubranych w białe kitle. W oko rzuciły mi się dokumenty, na których było zdjęcie tego bardziej ludzkiego znaku. Nie mogłam się jednak lepiej przyjrzeć, bo skręciłyśmy i straciłam laboratoria z oczu. Teraz mijałyśmy kolejne drzwi, aż doszłyśmy do mojego pokoju. Pomieszczenie nie było duże. Ciemne ściany, jak i gumowa podłoga jeszcze bardziej go pomniejszały. W sufit miał wmontowana okrągłą lampę. W boku stało pojedyncze łóżko, po drugiej stronie toaleta. Normalnie więzienie.

-Nie zamykam cię, ale proszę, nie rób nic głupiego – poprosiła kobieta.

-Jasne – już miała opuścić pomieszczenie, ale zatrzymałam ją – Mogę się zapytać o jeszcze jedną rzecz? – pokiwała twierdząco głową – Jak masz na imię?

- Emma Carrigan – po tych słowach kobieta zamknęła drzwi. Usiadłam na łóżku nie mając co robić.

Wiedziałam, że nie powinnam mówić im prawdy, pomagać, ale jaki mam wybór? Gar będzie wściekły, ale jakoś mnie zrozumie, mam nadzieję. Poza tym, Emma wydaje się być ok. Jeżeli wszystko dobrze się potoczy, dowiem się czemu te roboty się tak mną interesują.

Nie miałam co robić, więc przeszłam z pozycji siedzącej do leżącej i przykryłam się kocem. Sen to najlepszy sposób dla zabicia czasu. Zamknęłam oczy i z małymi trudnościami, po kilkunastu minutach, usnęłam.

***

Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Zerwałam się z łóżka i sprawdziłam, kto mnie odwiedził. W drzwiach stała Emma. Ruchem głowy pokazała mi, bym szła z nią. Obie opuściłyśmy pokój. Na zewnątrz czekał wyraźnie zdenerwowany Garfield. Jego ręce były skute kajdankami, a pod lewym okiem miał sporą śliwę. Zakładam, że miał bliskie spotkanie z Emmą. Rzucił mi wrogie spojrzenie, a ja odwróciłam wzrok. Do póki mu nie przejdzie, wolę nie zaczynać jakichkolwiek dyskusji.

Weszliśmy do trzecich drzwi od mojego pokoju. Pomieszczenie wyglądało na biuro. Podłoga, chyba jedyna, była pokryta panelami, a ściany pomalowane granatową farbą. Całą ścianę naprzeciw drzwi zajmowały regały z różnorodnymi segregatorami i dokumentami. Przed nimi stało masywne, drewniane biurko z krzesłami. Jedno było za nim, dwa przed nim. Po obydwu stronach drzwi stały skórzane kanapy. Na jednej z nich siedział mężczyzna ze zdjęcia Garfielda. Ciemne włosy były roztrzepane i nieco rozszerzały szczupłą twarz. Był ubrany w drogo wyglądający, ciemnoniebieski garnitur i błękitną koszulę, z rozpiętym ostatnim guzikiem. Wstał z kanapy, usiadł na krześle za biurkiem i wskazał, byśmy usiedli na kolejnych dwóch, co też zrobiliśmy.

-Witam Was. Nazywam się Stephen Carrigan. Moją córkę Emmę już poznaliście – wreszcie jakieś normalne powitanie – Muszę przyznać, znalezienie ciebie było Nielaba problemem – wskazał na Gara – Tobie natomiast dziękuję, za pomoc – zwrócił się do mnie i od razu chciałam zapaść się pod ziemię. Dosłownie czułam na sobie wzrok chłopaka – Nie będę owijał w bawełnę i przejdę do konkretów. Rozmawiałem z córką i wiem, na jaki układ z tobą poszła. Chcesz się dowiedzieć czegoś o robotach? – pokiwałam twierdząco głową, choć jestem pewna, że znał odpowiedź – W takim razie zacznę od początku – mężczyzna wstał i wyciągną jeden z segregatorów, otworzył go na pierwszej stronie i położył na biurku. Widniały na nim oba znaki robotów – Nazywają się Transformersy. Te, które cię zaatakowały, to Decepticony – wskazał na bardziej szpiczasty symbol – Ciągle nie udało się nam pojmać żywego osobnika. Te drugie natomiast, które podają się za naszych obrońców, to Autoboty – wskazał na drugi symbol – Nie mamy pewności co do ich intencji. Sami chyba rozumiecie, to w końcu kosmici.

-Czyli mieliście z nimi kontakt? –zapytał nagle Garfield – Wyraźnie Pan mówi z doświadczenia, rozmawiał Pan z nimi – Stephen zaczął klaskać.

-Jest Pan bardzo bystry, Panie Stone. Owszem, rozmawiałem z nimi. Myślicie, że skąd mamy te informacje?

-Chcę je zobaczyć – zażądałam – Muszę je zobaczyć.

-Wszystko w swoim czasie Panno Rodgers. Już wkrótce spotkasz się z jednym z nich, obiecuję. Na razie jednak, musicie znać fakty. Transformersy żyją na Ziemi od kilkudziesięciu lat. Z tego, co wydał nam najlepiej współpracujący Autobot szukają pewnego rodzaju źródła energii.

-Na ziemi? –zdziwiłam się – Czemu akurat tutaj?

-Zbieg okoliczności. To źródło, zostało wysłane z ich rodzinnej planety, Cybertronu, ponieważ trwała na niej wojna domowa. Przez przypadek wylądowało u nas, na Ziemi.

-Wiecie, gdzie ono jest? – dopytałam.

-Niestety nie. Szukamy go, od dziesięciu lat. Moglibyśmy dzięki niemu stworzyć całkiem nowe źródło energii.

-Albo cholernie potężną broń – powiedział oschle Gar.

-Jesteśmy naukowcami, Panie Stone. Chcemy pomagać ludziom.

-My. Ciągle mówi Pan my. Kim wy tak właściwie jesteście? – zadałam dosyć ważne pytanie.

-Dobre poczucie czasu Panno Rodgers – mężczyzna wstał i uśmiechnął się do nas – Serdecznie witam Was w NEST.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz