Siedziałam w kafejce
internetowej i wstawiałam zdjęcie robota. Garfield ciągle miał je na swojej
poczcie, więc mogłam bez problemu dodać je na różnorodne stronki o obcych.
Chciałam tu jak najszybciej ściągnąć tych ludzi, więc nie spieszyłam się. Do
tego podpisałam się pseudonimem, a w Internecie funkcjonuję jedynie jako Skye.
Nie wyłączałam komputera by pozwolić im mnie namierzyć. Garfield obserwował
mnie z sąsiedniego budynku. Jeśli coś pójdzie nie tak, wkroczy do akcji.
Jeszcze zanim się rozstaliśmy, chłopak kazał mi uciekać przed nimi, by nie
wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Wtedy powinni kupić moje zachowanie. Trochę
się denerwowałam, ale starałam się tego nie pokazywać. Kupiłam kolejną kawę,
już trzecią dzisiaj.
W kafejce spędziłam ponad
dwie godziny. Nie wiem, może oni nas rozgryźli, albo po prostu tego nie kupili.
Miałam już dość czekania. Wyłączyłam komputer i opuściłam budynek. Wyraźnie się
ochłodziło, bo przywitał mnie zimny powiew wiatru. Niestety po chwili
zrozumiałam, co go spowodowało. Na niebie pojawił się czarny helikopter, z
którego na linach zaczęli spuszczać się jacyś żołnierze. Byli ubrani w czarne
kombinezony, kamizelki kuloodporne, masywne rękawice i buty wojskowe. Okrążyli mnie i
wycelowali broń. Te pistolety nie wyglądały jak karabiny maszynowe czy
snajperskie. Były wyraźnie krótsze, a grubsze. Musiałam zacząć grać, więc jak
najszybciej pobiegłam w uliczkę obok, gdzie nie było żadnego żołnierza.
Słyszałam strzały, ale nic nie poczułam.
Całe szczęście. Wybiegłam na ulicę pełną ludzi. To powinno ich trochę
spowolnić. Przeciskałam się pomiędzy przechodniami, aż dostałam się na jezdnię
i o mało nie zostałam przejechana przez taksówkę. W ostatnim momencie skoczyłam
na drugi pas, a potem na chodnik. Żołnierze już byli na drodze. Pobiegłam przed
siebie, w kolejną uliczkę. Tam niestety drogę zagrodził mi druciany płot. Nie
mogłam się cofnąć. Zaczęłam się na niego wspinać, a kiedy byłam już na
szczycie, poczułam silne i bardzo bolesne ukłucie. Potem przez całe moje ciało
przeszedł prąd. Bezwładnie upadłam na ziemię. Trzęsłam się przed energię
przepływającą w moim ciele. Ktoś szedł w moją stronę. Po sylwetce było widać,
że to kobieta. Z łatwością odbiła się od budynku i przeskoczyła nad siatką.
Wylądowała obok mnie. Ostatkami sił podniosłam głowę i zobaczyłam kobietę ze
zdjęcia. Potem, straciłam przytomność.
***
Obudziłam się niczym
poparzona. Jasne światło oślepiało mnie. Zasłoniłam oczy ręką i starałam się
przyzwyczaić do sytuacji. Wstałam z krzesła i obejrzałam pokój. Ciemnoszare
ściany wykonane z jakiegoś dźwiękoszczelnego materiału, podłoga z gumy. Na
środku stał stół i po każdej z jego stron krzesło. W prawą ścianę była
wmontowana szyba, prześwitująca, ale nie widziałam nikogo po drugiej stronie. W
rogu wisiała kamera.
Spróbowałam otworzyć drzwi
znajdujące się naprzeciw stołu, ale były zamknięte. Jakże by inaczej.
Zrezygnowana usiadłam na krześle i czekałam, aż ktoś do mnie przyjdzie. To się
jednak przez długi czas nie działo.
Po jakiejś godzinie drzwi się
otworzyły. Do środka weszła dobrze znana mi kobieta, ta sama, która mnie
postrzeliła. Miała ma sobie ciemny, obcisły kombinezon z golfem, buty do kolan
na płaskim obcasie oraz metalowe rękawice, albo takie, które wyglądały na
metalowe. Na jej twarzy malowała się powaga. Usiadła naprzeciw mnie, nie
odzywając się. Nie miałam zamiaru czekać ani minuty dłużej, więc zaczęłam
zadawać pytania.
-Kim jesteś?
-To ja tutaj zadaję pytania,
nie ty – mówiła spokojnie. Widać było, że nigdzie się nie śpieszy.
-W takim razie pytaj –
skrzyżowałam ręce na piersi.
-Dlaczego uciekałaś?
-Wiesz, celowaliście do mnie
z broni, normalni ludzie raczej by uciekli.
-Nie rób ze mnie idiotki.
Wyraźnie na nas czekałaś. Ty i ten twój przyjaciel chcieliście nas
przechytrzyć, ale uwierz mi, to nie takie łatwe – wyprostowałam się.
-Gdzie on jest?
-Nie martw się, nawet go nie
ścigaliśmy. Nie jest nam potrzebny.
-A ja jestem? – chciałam ją
jakoś przechytrzyć.
-Sama to oceń – uśmiechnęła
się delikatnie – Miałaś kontakt z obiektem obcego pochodzenia, udało ci się
uciec. Co więcej, zniszczyłaś robota. Jak?
-Nie mam bladego pojęcia,
właśnie chciałabym się tego dowiedzieć! – ta baba mnie denerwowała. Chcę się w
końcu dowiedzieć choć kilku rzeczy o tych robotach, a ona mi w tym jedynie
przeszkadza.
-Zebraliśmy jego ciało. Co
dziwne, nie miał nawet rysy, a co jeszcze dziwniejsze jego źródło energii było
pozbawione nawet najmniejszego ostatka życia.
-A powinien taki pozostać? –
ciemnooka zaśmiała się.
-Bystra jesteś mała, ale nic
ci nie powiem – cicho westchnęłam.
-Dobra, zadałaś pierwsze
pytanie. Co z resztą?
-Śpieszy ci się gdzieś?
-Siu siu? - pokiwała przecząco głową – Zawsze warto
spróbować.
-Znam o tobie większość
informacji. Dzieciństwo, oceny w szkole, niecienka kartoteka – wyraźnie
podkreśliła ostatnie – Dostaliśmy się też na twoją pocztę, więc mamy twoje
wszystkie konwersacje.
-W takim razie po co tu
jestem?
-Zaintrygowałaś mnie – znów
stała się poważna – Od lat szukasz dowodów na istnienie istot pozaziemskich,
nagle na swojej drodze spotykasz taką istotę. Chcesz się dowiedzieć o niech
więcej, mam rację? – pokiwałam twierdząco głową – Naraziłaś się na niemałe
niebezpieczeństwo wstawiając to zdjęcie, tylko po to, żebyśmy cię zgarnęli.
Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, współpracujmy. Powiedz mi wszystko co o nich
wiesz, proszę. Może wtedy uda nam się wyjaśnić czemu im tak na tobie zależy.
Muszę przyznać jedno. Ona ma
gadane. Nie chciałam im nic mówić, ale w tym momencie nie mam wyboru. Oni mogą
mi pomóc, w dodatku chcą mi pomóc. Muszę się na to zgodzić.
-Nie wiem za wiele, ale
Garfield wie.
-Twój przyjaciel? – pokiwałam
twierdząco głową – Zaoszczędzisz nam czasu i powiesz, gdzie go znaleźć?
-Zgoda, ale musicie mi coś
obiecać.
-Tak?
-Musicie być ze mną szczerzy.
Chcę wiedzieć o nich wszystko – kobieta pokiwała porozumiewawczo głową – Gar
mieszka w Nowym Yorku, niedaleko miejsca, gdzie mnie znaleźliście, zaledwie
trzy przecznice dalej. To stare i zaniedbałe mieszkanie na piątym piętrze.
-Dziękuję. Znajdziemy go z
łatwością – kobieta wstała, a ja zaraz za nią – Pokarzę ci teraz twój
tymczasowy pokój. Będziesz musiała w nim trochę posiedzieć, bo nie możesz sama
poruszać się po bazie. Kiedy to wszystko się skończy, wrócisz do domu.
-Dziękuję.
Opuściłyśmy pomieszczenie i
znalazłyśmy się w długim, ciemnym korytarzu. Przeszłyśmy na sam koniec i
wyszłyśmy drzwiami do kolejnego korytarza. Ten był wyraźnie jaśniejszy. Ściany
były betonowe, podłoga gumowa. Ściana po prawej była szybą. Mogłam przez nią
zobaczyć pracujących nad czymś naukowców, ubranych w białe kitle. W oko rzuciły
mi się dokumenty, na których było zdjęcie tego bardziej ludzkiego znaku. Nie
mogłam się jednak lepiej przyjrzeć, bo skręciłyśmy i straciłam laboratoria z
oczu. Teraz mijałyśmy kolejne drzwi, aż doszłyśmy do mojego pokoju.
Pomieszczenie nie było duże. Ciemne ściany, jak i gumowa podłoga jeszcze
bardziej go pomniejszały. W sufit miał wmontowana okrągłą lampę. W boku stało
pojedyncze łóżko, po drugiej stronie toaleta. Normalnie więzienie.
-Nie zamykam cię, ale proszę,
nie rób nic głupiego – poprosiła kobieta.
-Jasne – już miała opuścić
pomieszczenie, ale zatrzymałam ją – Mogę się zapytać o jeszcze jedną rzecz? –
pokiwała twierdząco głową – Jak masz na imię?
- Emma Carrigan – po tych słowach
kobieta zamknęła drzwi. Usiadłam na łóżku nie mając co robić.
Wiedziałam, że nie powinnam
mówić im prawdy, pomagać, ale jaki mam wybór? Gar będzie wściekły, ale jakoś
mnie zrozumie, mam nadzieję. Poza tym, Emma wydaje się być ok. Jeżeli wszystko
dobrze się potoczy, dowiem się czemu te roboty się tak mną interesują.
Nie miałam co robić, więc
przeszłam z pozycji siedzącej do leżącej i przykryłam się kocem. Sen to
najlepszy sposób dla zabicia czasu. Zamknęłam oczy i z małymi trudnościami, po
kilkunastu minutach, usnęłam.
***
Obudził mnie dźwięk
otwieranych drzwi. Zerwałam się z łóżka i sprawdziłam, kto mnie odwiedził. W
drzwiach stała Emma. Ruchem głowy pokazała mi, bym szła z nią. Obie opuściłyśmy
pokój. Na zewnątrz czekał wyraźnie zdenerwowany Garfield. Jego ręce były skute
kajdankami, a pod lewym okiem miał sporą śliwę. Zakładam, że miał bliskie
spotkanie z Emmą. Rzucił mi wrogie spojrzenie, a ja odwróciłam wzrok. Do póki
mu nie przejdzie, wolę nie zaczynać jakichkolwiek dyskusji.
Weszliśmy do trzecich drzwi
od mojego pokoju. Pomieszczenie wyglądało na biuro. Podłoga, chyba jedyna, była
pokryta panelami, a ściany pomalowane granatową farbą. Całą ścianę naprzeciw
drzwi zajmowały regały z różnorodnymi segregatorami i dokumentami. Przed nimi
stało masywne, drewniane biurko z krzesłami. Jedno było za nim, dwa przed nim.
Po obydwu stronach drzwi stały skórzane kanapy. Na jednej z nich siedział
mężczyzna ze zdjęcia Garfielda. Ciemne włosy były roztrzepane i nieco
rozszerzały szczupłą twarz. Był ubrany w drogo wyglądający, ciemnoniebieski
garnitur i błękitną koszulę, z rozpiętym ostatnim guzikiem. Wstał z kanapy,
usiadł na krześle za biurkiem i wskazał, byśmy usiedli na kolejnych dwóch, co
też zrobiliśmy.
-Witam Was. Nazywam się
Stephen Carrigan. Moją córkę Emmę już poznaliście – wreszcie jakieś normalne
powitanie – Muszę przyznać, znalezienie ciebie było Nielaba problemem – wskazał
na Gara – Tobie natomiast dziękuję, za pomoc – zwrócił się do mnie i od razu
chciałam zapaść się pod ziemię. Dosłownie czułam na sobie wzrok chłopaka – Nie
będę owijał w bawełnę i przejdę do konkretów. Rozmawiałem z córką i wiem, na
jaki układ z tobą poszła. Chcesz się dowiedzieć czegoś o robotach? – pokiwałam
twierdząco głową, choć jestem pewna, że znał odpowiedź – W takim razie zacznę
od początku – mężczyzna wstał i wyciągną jeden z segregatorów, otworzył go na
pierwszej stronie i położył na biurku. Widniały na nim oba znaki robotów –
Nazywają się Transformersy. Te, które cię zaatakowały, to Decepticony – wskazał
na bardziej szpiczasty symbol – Ciągle nie udało się nam pojmać żywego
osobnika. Te drugie natomiast, które podają się za naszych obrońców, to
Autoboty – wskazał na drugi symbol – Nie mamy pewności co do ich intencji. Sami
chyba rozumiecie, to w końcu kosmici.
-Czyli mieliście z nimi
kontakt? –zapytał nagle Garfield – Wyraźnie Pan mówi z doświadczenia, rozmawiał
Pan z nimi – Stephen zaczął klaskać.
-Jest Pan bardzo bystry,
Panie Stone. Owszem, rozmawiałem z nimi. Myślicie, że skąd mamy te informacje?
-Chcę je zobaczyć – zażądałam
– Muszę je zobaczyć.
-Wszystko w swoim czasie
Panno Rodgers. Już wkrótce spotkasz się z jednym z nich, obiecuję. Na razie
jednak, musicie znać fakty. Transformersy żyją na Ziemi od kilkudziesięciu lat.
Z tego, co wydał nam najlepiej współpracujący Autobot szukają pewnego rodzaju
źródła energii.
-Na ziemi? –zdziwiłam się –
Czemu akurat tutaj?
-Zbieg okoliczności. To
źródło, zostało wysłane z ich rodzinnej planety, Cybertronu, ponieważ trwała na
niej wojna domowa. Przez przypadek wylądowało u nas, na Ziemi.
-Wiecie, gdzie ono jest? –
dopytałam.
-Niestety nie. Szukamy go, od
dziesięciu lat. Moglibyśmy dzięki niemu stworzyć całkiem nowe źródło energii.
-Albo cholernie potężną broń
– powiedział oschle Gar.
-Jesteśmy naukowcami, Panie
Stone. Chcemy pomagać ludziom.
-My. Ciągle mówi Pan my. Kim
wy tak właściwie jesteście? – zadałam dosyć ważne pytanie.
-Dobre poczucie czasu Panno
Rodgers – mężczyzna wstał i uśmiechnął się do nas – Serdecznie witam Was w
NEST.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz