czwartek, 21 stycznia 2016

Rozdział VI - Lekcja historii


Głośne trąbienie wyrwało mnie ze snu. Było już jasno, przez co mogłam zobaczyć zielone igły nad moją głową. Pod gałęzią stał Garfield i patrzał na mnie wyczekująco.

-Musimy jechać – pokiwałam porozumiewawczo głową i zeskoczyłam z drzewa. Wtedy zauważyłam, że obok nas stoi duży, czarny Pick-up – To jeden z Autobotów – wyjaśnił chłopak, a potem zajął miejsce kierowcy. Usiadłam z drugiej strony na miejscu pasażera, a wtedy samochód ruszył. Gar nawet nie dotknął pedału gazu.

-Ja prowadzę – oznajmił poważnym głosem Autobot – Nie radzę nawet kłaść rak na kierownicę chyba, że ci życie nie miłe.

-Co tak ostro przyjemniaczku? Pomogliśmy ci uciec, pamiętasz?

-A teraz ja pomagam wam. Jesteśmy kwita, przyjemniaczku – zrezygnowany Gar oparł głowę na szybę. Wyglądał na zmęczonego.

-Nie spałeś w nocy? – zapytałam zaniepokojona jego stanem.

-Ktoś musiał stać na warcie. Bumblebee pojechał zebrać resztę botów, a potem wszyscy wyjechali poszukać sobie alt-modów, czyli drugich form. Ten tu miły pan ma nas zawieźć do pierwszego miejsca zbiórki. Potem się zmieniamy.

-Zdrzemnij się i tak on prowadzi. To ci dobrze zrobi.

-Może masz rację.

Garfield przekręcił się na bok, a po niedługiej chwili mogłam usłyszeć jego ciche chrapanie. Oglądałam mijane za oknem drzewa iglaste. To był duży las, ale ciągle nie mam pojęcia gdzie my dokładnie jesteśmy, ani nawet z kim jedziemy.

-Jestem Sam – przedstawiłam się botowi – Możesz mi mówić Skye – zero reakcji – Dowiem się jak się nazywasz, czy mam ci mówić zderzak?

-Ani mi się wasz autochtonie!

-Co proszę?

-Innymi słowy człowieku! Jesteście autochtonami, nie zmechanizowani, organiczni.

-Obrażasz mnie? – próbowałam żartować – Jestem dziewczyną i już się poinformowałam, że masz mi mówić Skye.

-Niech ci będzie – powiedział, jakby obrażony, a ja uśmiechnęłam się tryumfalnie.

-A powiesz mi w końcu jak się nazywasz?

-Ironchide.

-Widzisz! W końcu mamy jakiś progres. Uczysz się.

-Nie dziw się mojemu sceptyzmowi do ludzi. Siedziałem przez was w klatce przez ponad osiem lat.

-Przykro mi, naprawdę – nastała chwila ciszy. Obawiałam się, że mimo wszystko boty nie będą miały do nas zaufania. Mam jednak nadzieję, że Ironchide jest jedynym sceptykiem.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Na pierwszy rzut oka widać, że bot jest małomówny. Udało mi się jednak dowiedzieć gdzie jesteśmy, dzięki mijanej tablicy informacyjnej. Edmonton w stanie Alberta w Kanadzie.

Zatrzymaliśmy się na opuszczonej stacji benzynowej. Czekała tam już na nas reszta Autobotów. Chcieliśmy chwilę odpocząć, więc korzystając z okazji poznałam imiona całej ekipy. Brodaty bot to Hound. Należał do jednostki wreckerów na ich ojczystej planecie. To niezły maniak broni, ale Ironchide jest w tej dziedzinie ekspertem. Zielony w „płaszczu” to z kolei Crosshairs. Nie bardzo lubi zasady, a tym bardziej ich przestrzeganie. Bot na kołach to Sideswipe. Bumblebee nazywa go „wojownikiem”, bo jest świetny w walce. Najniższy z Autobotów to Jazz. Wyluzowany, żartobliwy bot o niewyparzonym języku.

Kiedy już skończyliśmy naszą przerwę, Bee postanowił, że się rozdzielimy, a miejsce spotkania będzie w Chicago w USA. Nie wiem czemu akurat tam, ale nie będę się kłócić. Ja pojechałam z Sideswipem przez Calgary, a potem przez Montanę, a Gar i Crosshairs przez Minnesotę. Bot transformował się w Chevroleta Corvette i razem ruszyliśmy w drogę.

-Opowiesz mi o waszej rasie? – zapytałam, by zabić czas – Coś z historii na przykład? O tej wojnie?

-Cóż, ta wojna, trwała przez ludzkie wieki. Zakłada się, że wygrały Autoboty, ale tak naprawdę nikt nie wygrał. Skutki wojny zniszczyły doszczętnie jądro Cybertronu, co się łączy z tym, że na planecie nie dało się żyć. Musieliśmy opuścić nasz dom i udać się w najróżniejsze strony galaktyki.

-Dlaczego przylecieliście na Ziemię? Bee mówił, że czegoś tu szukacie.

-Owszem. Szukamy jedynego źródła energii oraz życia, jakie mogłoby ożywić Cybetron, czyli Wszechiskry. To nieduży sześcian, kostka, o wielkiej mocy. Nasz przywódca, wielki Optimus Prime, ostatni z Prime’ów czyli władców Cybertronu wysłał ją jak najdalej od domu, by nie wpadła w ręce Megatrona.

-Kogo? – zdziwiłam się.

-Megatron, to przywódca Decepticonów. To on rozpętał tę wojnę. Jest bardzo silny i okrutny. Od eonów walczy z Optimusem. To najwięksi wrogowie.

-Gdzie jest teraz?

-Nikt go od lat nie widział, ale szczerze nie mam pojęcia. Być może, jest już na Ziemi, choć my o tym nie wiemy.

***

Właśnie przejeżdżaliśmy przez Denver, kiedy coś zaczęło się dziać. Za nami pojawiły się cztery ciemne samochody wojskowe, dobrze opancerzone, a przed nimi motocykl. Byłam pewna, że całą akcją kieruje Emma.

-Siedwipe, przyśpiesz – ponagliłam bota – Mamy ogon.

-Już się robi.

Autobot wyraźnie dodał gazu, ale NEST postąpił dokładnie tak samo. Motocyklistka dogoniła nas i zaczęła jechać obok. Przesiadłam się na siedzenie kierowcy, by lepiej wszystko widzieć. Nagle poczułam delikatny wstrząs. Myślałam, że ktoś w nas wjechał, ale to Sideswipe, z mojej strony drzwi wysunął jakieś dziwne karabiny maszynowe. Em była dokładnie na linii strzału.

-Nie! – w momencie złapałam za kierownicę i skręciłam w boczną drogę.

-Żartujesz sobie?!

-Jeżeli ją zabijesz staniesz się dokładnie taki jak oni!

-Niech ci będzie, ale tak ich nie zgubimy.

-Więc przyśpiesz.

Bot posłuchał i w sekundzie przyśpieszyliśmy do dwustu km/h. Zostawiliśmy ich w tyle, ale kobieta ciągle nas doganiała. Moją uwagę zbliżyły tory i jadący po nich pociąg. Mieliśmy szansę przed nim przejechać ale musieliśmy się pośpieszyć.

-Przejedź przez przejazd, póki się nie zamknął!

-Już się robi!

Zjechaliśmy w stronę przejazdu. Pociąg był coraz bliżej. Emma musiała zrozumieć o co nam chodzi, bo przyśpieszyła. Jeszcze trochę! Zacisnęłam dłonie na kierownicy ze zdenerwowania. Już wjechaliśmy na tory. Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam…byliśmy po drugiej stronie. Nikt oprócz nas się nie przedostał.

-Nie zwalniaj. Mogą się jeszcze jakoś przedostać. I może skontaktuj się z resztą.

-Już się robi. Sideswipe do zespołu. Zgłaszam, że byliśmy ścigani przez NEST, ale udało się nam uciec.

-Tu Hound. Ja także miałem z nimi nieprzyjemne spotkanie, ale zdołałem się wymknąć.

-U nas spokojnie – rozpoznałam głos Garfielda – Kontaktowaliśmy się z Bee, jest już prawie na miejscu. Do zobaczenia.

-Na razie – pożegnałam się, a bot się rozłączył. Martwiłam się o nich, ale w głębi duszy wiedziałam, że sobie poradzą.

-Teraz prosto do Chicago.

-Tak. Prosto do Chicago. Zobaczymy co nas tam spotka.

 

Narracja trzecio osobowa

Brązowowłosa kobieta przemierzała korytarze bazy w poszukiwaniu ojca. Musiała przekazać mu złe wieści związane z ich poprzednią misją. Była pewna, że spotka się ze złością i rozczarowaniem z jego strony, ale musiała mu wyznać prawdę. Wkroczyła do działu naukowego, który po ucieczce Autobotów był w naprawie. Czekał tam na nią szczupły mężczyzna w okularach. Stanęła za nim, nie odzywając się.

-Złapałaś ich? – zapytał, nawet się do niej nie odwracając.

-Nie. Zdołali uciec.

-Zawiodłaś mnie Emmo – mężczyzna odwrócił się do córki – Pozwoliłaś im uciec, choć mieliście przewagę liczebną!

-Nie podnoś na mnie głosu! – postawiła się – Pamiętaj, że to dzięki mnie masz większość tych robotów, a co się z tym łączy tak cennych informacji.

-Miałem Emmo, miałem, dopóki nie pozwoliłaś im uciec – w głosie ciemnowłosego dało się słyszeć pogardę – Co z tym policjantem, na którego wpadłaś w Nowym Yorku? – zmienił temat.

-Siedzi w pokoju przesłuchań, nie zdążyłam się nim zająć.

-Na co czekasz? – kobieta nie miała ochoty się z nim kłócić, więc odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w kierunku wyjścia – Postaraj się chociaż tego nie zawalić.

Te słowa zmusiły ją do zatrzymania się. Nie lubiła, gdy ktoś z niej kpił, zwłaszcza ojciec. Zagryzła wargę, by powstrzymać wypowiedzenie przekleństwa. Musiała jednak coś zrobić. Odwróciła się i śmiałym krokiem podeszła do niego.

-Posłuchaj mnie ty arogancki dupku! Mam w nosie twoje humory!  Przestań obwiniać mnie za ich ucieczkę i może zacznij ich szukać! Przysięgam, że jeżeli będziesz mnie tak dalej traktował, odejdę. Jak wtedy ich złapiesz? – jej ojciec miał zadziwiająco poważny wyraz twarzy.

-Rozumiem. Chcesz mnie zostawić w takiej chwili? Teraz, kiedy od osiągnięcia naszego celu dzielą nas miesiące?

-Nie zmuszaj mnie to tego, to nie odejdę.

-Dobrze. A teraz idź proszę przesłuchać tego policjanta.

Już dużo spokojniejsza kobieta skierowała się w stronę sali przesłuchań. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Ciemnoskóry mężczyzna ubrany w ciemne spodnie, kurtkę i zieloną bluzkę siedział przykuty kajdankami do krzesła. Jego prawa brew była rozcięta, a nos lekko przekrzywiony. Miał też wiele siniaków schowanych pod ubraniami. Wszystko spowodowane było walką z kobieta.  Brązowowłosa usiadła na krześle naprzeciwko i przyjrzała mu się dokładnie. Udało się jej ustalić, że to Detektyw William Strucker. Stacjonuje w miasteczku, gdzie mieszka Samanta Rodgers.

-Długo będziecie mnie tu trzymać? –zapytał pierwszy – Mam pewną sprawę do załatwienia.

-Szukasz tej dziewczyny, prawda? Samanty?

-Jestem jej to winien. Nie uwierzyłem jej, a teraz zniknęła. A ty, skąd o niej wiesz?

-Dwa dni temu uciekła z naszej bazy. Od tej pory szukamy jej.

-Mogę wam pomóc.

-Szczerze w to wątpię. Służy Pan prawu, tak jak my, więc mam pewną propozycje – mężczyzna skrzyżował ręce na piersi.

-Słucham.

-Wypuszczę Pana, ale musi mi Pan obiecać, że będzie się trzymał z dala od tej sprawy. To jest coś więcej niż się Panu wydaje.

-A jeśli odmówię? – oboje zachowywali kamienny wyraz twarzy.

-Wtedy nie będę miała wyboru i zamknę Pana za zdradę kraju – nastała cisza – Decyzja należy do Pana.

Mężczyzna nie miał zamiaru się poddać, ale musiał na razie okłamać kobietę. Nie miał innego wyjścia.

-Załatwcie mi transport do domu i już więcej nie zobaczycie mnie na oczy – kobieta uśmiechnęła się.

-Dobra decyzja, Panie Strucker. Bardzo dobra decyzja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz