Głośne trąbienie wyrwało mnie
ze snu. Było już jasno, przez co mogłam zobaczyć zielone igły nad moją głową.
Pod gałęzią stał Garfield i patrzał na mnie wyczekująco.
-Musimy jechać – pokiwałam
porozumiewawczo głową i zeskoczyłam z drzewa. Wtedy zauważyłam, że obok nas
stoi duży, czarny Pick-up – To jeden z Autobotów – wyjaśnił chłopak, a potem
zajął miejsce kierowcy. Usiadłam z drugiej strony na miejscu pasażera, a wtedy
samochód ruszył. Gar nawet nie dotknął pedału gazu.
-Ja prowadzę – oznajmił
poważnym głosem Autobot – Nie radzę nawet kłaść rak na kierownicę chyba, że ci
życie nie miłe.
-Co tak ostro przyjemniaczku?
Pomogliśmy ci uciec, pamiętasz?
-A teraz ja pomagam wam.
Jesteśmy kwita, przyjemniaczku – zrezygnowany Gar oparł głowę na szybę.
Wyglądał na zmęczonego.
-Nie spałeś w nocy? –
zapytałam zaniepokojona jego stanem.
-Ktoś musiał stać na warcie.
Bumblebee pojechał zebrać resztę botów, a potem wszyscy wyjechali poszukać
sobie alt-modów, czyli drugich form. Ten tu miły pan ma nas zawieźć do
pierwszego miejsca zbiórki. Potem się zmieniamy.
-Zdrzemnij się i tak on
prowadzi. To ci dobrze zrobi.
-Może masz rację.
Garfield przekręcił się na
bok, a po niedługiej chwili mogłam usłyszeć jego ciche chrapanie. Oglądałam
mijane za oknem drzewa iglaste. To był duży las, ale ciągle nie mam pojęcia
gdzie my dokładnie jesteśmy, ani nawet z kim jedziemy.
-Jestem Sam – przedstawiłam
się botowi – Możesz mi mówić Skye – zero reakcji – Dowiem się jak się nazywasz,
czy mam ci mówić zderzak?
-Ani mi się wasz autochtonie!
-Co proszę?
-Innymi słowy człowieku!
Jesteście autochtonami, nie zmechanizowani, organiczni.
-Obrażasz mnie? – próbowałam
żartować – Jestem dziewczyną i już się poinformowałam, że masz mi mówić Skye.
-Niech ci będzie –
powiedział, jakby obrażony, a ja uśmiechnęłam się tryumfalnie.
-A powiesz mi w końcu jak się
nazywasz?
-Ironchide.
-Widzisz! W końcu mamy jakiś
progres. Uczysz się.
-Nie dziw się mojemu
sceptyzmowi do ludzi. Siedziałem przez was w klatce przez ponad osiem lat.
-Przykro mi, naprawdę –
nastała chwila ciszy. Obawiałam się, że mimo wszystko boty nie będą miały do
nas zaufania. Mam jednak nadzieję, że Ironchide jest jedynym sceptykiem.
Resztę drogi spędziliśmy w
ciszy. Na pierwszy rzut oka widać, że bot jest małomówny. Udało mi się jednak
dowiedzieć gdzie jesteśmy, dzięki mijanej tablicy informacyjnej. Edmonton w
stanie Alberta w Kanadzie.
Zatrzymaliśmy się na
opuszczonej stacji benzynowej. Czekała tam już na nas reszta Autobotów.
Chcieliśmy chwilę odpocząć, więc korzystając z okazji poznałam imiona całej
ekipy. Brodaty bot to Hound. Należał do jednostki wreckerów na ich ojczystej
planecie. To niezły maniak broni, ale Ironchide jest w tej dziedzinie
ekspertem. Zielony w „płaszczu” to z kolei Crosshairs. Nie bardzo lubi zasady,
a tym bardziej ich przestrzeganie. Bot na kołach to Sideswipe. Bumblebee nazywa
go „wojownikiem”, bo jest świetny w walce. Najniższy z Autobotów to Jazz.
Wyluzowany, żartobliwy bot o niewyparzonym języku.
Kiedy już skończyliśmy naszą
przerwę, Bee postanowił, że się rozdzielimy, a miejsce spotkania będzie w
Chicago w USA. Nie wiem czemu akurat tam, ale nie będę się kłócić. Ja
pojechałam z Sideswipem przez Calgary, a potem przez Montanę, a Gar i
Crosshairs przez Minnesotę. Bot transformował się w Chevroleta Corvette i razem
ruszyliśmy w drogę.
-Opowiesz mi o waszej rasie?
– zapytałam, by zabić czas – Coś z historii na przykład? O tej wojnie?
-Cóż, ta wojna, trwała przez
ludzkie wieki. Zakłada się, że wygrały Autoboty, ale tak naprawdę nikt nie
wygrał. Skutki wojny zniszczyły doszczętnie jądro Cybertronu, co się łączy z
tym, że na planecie nie dało się żyć. Musieliśmy opuścić nasz dom i udać się w
najróżniejsze strony galaktyki.
-Dlaczego przylecieliście na
Ziemię? Bee mówił, że czegoś tu szukacie.
-Owszem. Szukamy jedynego
źródła energii oraz życia, jakie mogłoby ożywić Cybetron, czyli Wszechiskry. To
nieduży sześcian, kostka, o wielkiej mocy. Nasz przywódca, wielki Optimus
Prime, ostatni z Prime’ów czyli władców Cybertronu wysłał ją jak najdalej od
domu, by nie wpadła w ręce Megatrona.
-Kogo? – zdziwiłam się.
-Megatron, to przywódca
Decepticonów. To on rozpętał tę wojnę. Jest bardzo silny i okrutny. Od eonów
walczy z Optimusem. To najwięksi wrogowie.
-Gdzie jest teraz?
-Nikt go od lat nie widział,
ale szczerze nie mam pojęcia. Być może, jest już na Ziemi, choć my o tym nie
wiemy.
***
Właśnie przejeżdżaliśmy przez
Denver, kiedy coś zaczęło się dziać. Za nami pojawiły się cztery ciemne
samochody wojskowe, dobrze opancerzone, a przed nimi motocykl. Byłam pewna, że
całą akcją kieruje Emma.
-Siedwipe, przyśpiesz –
ponagliłam bota – Mamy ogon.
-Już się robi.
Autobot wyraźnie dodał gazu,
ale NEST postąpił dokładnie tak samo. Motocyklistka dogoniła nas i zaczęła
jechać obok. Przesiadłam się na siedzenie kierowcy, by lepiej wszystko widzieć.
Nagle poczułam delikatny wstrząs. Myślałam, że ktoś w nas wjechał, ale to
Sideswipe, z mojej strony drzwi wysunął jakieś dziwne karabiny maszynowe. Em
była dokładnie na linii strzału.
-Nie! – w momencie złapałam
za kierownicę i skręciłam w boczną drogę.
-Żartujesz sobie?!
-Jeżeli ją zabijesz staniesz
się dokładnie taki jak oni!
-Niech ci będzie, ale tak ich
nie zgubimy.
-Więc przyśpiesz.
Bot posłuchał i w sekundzie
przyśpieszyliśmy do dwustu km/h. Zostawiliśmy ich w tyle, ale kobieta ciągle
nas doganiała. Moją uwagę zbliżyły tory i jadący po nich pociąg. Mieliśmy
szansę przed nim przejechać ale musieliśmy się pośpieszyć.
-Przejedź przez przejazd,
póki się nie zamknął!
-Już się robi!
Zjechaliśmy w stronę
przejazdu. Pociąg był coraz bliżej. Emma musiała zrozumieć o co nam chodzi, bo
przyśpieszyła. Jeszcze trochę! Zacisnęłam dłonie na kierownicy ze
zdenerwowania. Już wjechaliśmy na tory. Zamknęłam oczy, a kiedy je
otworzyłam…byliśmy po drugiej stronie. Nikt oprócz nas się nie przedostał.
-Nie zwalniaj. Mogą się
jeszcze jakoś przedostać. I może skontaktuj się z resztą.
-Już się robi. Sideswipe do
zespołu. Zgłaszam, że byliśmy ścigani przez NEST, ale udało się nam uciec.
-Tu Hound. Ja także miałem z
nimi nieprzyjemne spotkanie, ale zdołałem się wymknąć.
-U nas spokojnie –
rozpoznałam głos Garfielda – Kontaktowaliśmy się z Bee, jest już prawie na
miejscu. Do zobaczenia.
-Na razie – pożegnałam się, a
bot się rozłączył. Martwiłam się o nich, ale w głębi duszy wiedziałam, że sobie
poradzą.
-Teraz prosto do Chicago.
-Tak. Prosto do Chicago.
Zobaczymy co nas tam spotka.
Narracja trzecio osobowa
Brązowowłosa kobieta
przemierzała korytarze bazy w poszukiwaniu ojca. Musiała przekazać mu złe
wieści związane z ich poprzednią misją. Była pewna, że spotka się ze złością i
rozczarowaniem z jego strony, ale musiała mu wyznać prawdę. Wkroczyła do działu
naukowego, który po ucieczce Autobotów był w naprawie. Czekał tam na nią
szczupły mężczyzna w okularach. Stanęła za nim, nie odzywając się.
-Złapałaś ich? – zapytał,
nawet się do niej nie odwracając.
-Nie. Zdołali uciec.
-Zawiodłaś mnie Emmo –
mężczyzna odwrócił się do córki – Pozwoliłaś im uciec, choć mieliście przewagę
liczebną!
-Nie podnoś na mnie głosu! –
postawiła się – Pamiętaj, że to dzięki mnie masz większość tych robotów, a co
się z tym łączy tak cennych informacji.
-Miałem Emmo, miałem, dopóki
nie pozwoliłaś im uciec – w głosie ciemnowłosego dało się słyszeć pogardę – Co
z tym policjantem, na którego wpadłaś w Nowym Yorku? – zmienił temat.
-Siedzi w pokoju przesłuchań,
nie zdążyłam się nim zająć.
-Na co czekasz? – kobieta nie
miała ochoty się z nim kłócić, więc odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w
kierunku wyjścia – Postaraj się chociaż tego nie zawalić.
Te słowa zmusiły ją do
zatrzymania się. Nie lubiła, gdy ktoś z niej kpił, zwłaszcza ojciec. Zagryzła
wargę, by powstrzymać wypowiedzenie przekleństwa. Musiała jednak coś zrobić.
Odwróciła się i śmiałym krokiem podeszła do niego.
-Posłuchaj mnie ty arogancki
dupku! Mam w nosie twoje humory!
Przestań obwiniać mnie za ich ucieczkę i może zacznij ich szukać!
Przysięgam, że jeżeli będziesz mnie tak dalej traktował, odejdę. Jak wtedy ich
złapiesz? – jej ojciec miał zadziwiająco poważny wyraz twarzy.
-Rozumiem. Chcesz mnie
zostawić w takiej chwili? Teraz, kiedy od osiągnięcia naszego celu dzielą nas
miesiące?
-Nie zmuszaj mnie to tego, to
nie odejdę.
-Dobrze. A teraz idź proszę
przesłuchać tego policjanta.
Już dużo spokojniejsza
kobieta skierowała się w stronę sali przesłuchań. Otworzyła drzwi i weszła do
środka. Ciemnoskóry mężczyzna ubrany w ciemne spodnie, kurtkę i zieloną bluzkę
siedział przykuty kajdankami do krzesła. Jego prawa brew była rozcięta, a nos
lekko przekrzywiony. Miał też wiele siniaków schowanych pod ubraniami. Wszystko
spowodowane było walką z kobieta. Brązowowłosa usiadła na krześle naprzeciwko i
przyjrzała mu się dokładnie. Udało się jej ustalić, że to Detektyw William
Strucker. Stacjonuje w miasteczku, gdzie mieszka Samanta Rodgers.
-Długo będziecie mnie tu
trzymać? –zapytał pierwszy – Mam pewną sprawę do załatwienia.
-Szukasz tej dziewczyny,
prawda? Samanty?
-Jestem jej to winien. Nie
uwierzyłem jej, a teraz zniknęła. A ty, skąd o niej wiesz?
-Dwa dni temu uciekła z
naszej bazy. Od tej pory szukamy jej.
-Mogę wam pomóc.
-Szczerze w to wątpię. Służy
Pan prawu, tak jak my, więc mam pewną propozycje – mężczyzna skrzyżował ręce na
piersi.
-Słucham.
-Wypuszczę Pana, ale musi mi
Pan obiecać, że będzie się trzymał z dala od tej sprawy. To jest coś więcej niż
się Panu wydaje.
-A jeśli odmówię? – oboje
zachowywali kamienny wyraz twarzy.
-Wtedy nie będę miała wyboru
i zamknę Pana za zdradę kraju – nastała cisza – Decyzja należy do Pana.
Mężczyzna nie miał zamiaru
się poddać, ale musiał na razie okłamać kobietę. Nie miał innego wyjścia.
-Załatwcie mi transport do
domu i już więcej nie zobaczycie mnie na oczy – kobieta uśmiechnęła się.
-Dobra decyzja, Panie
Strucker. Bardzo dobra decyzja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz