piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział V - Rewolucja

Cześć. Sorki, że rozdział pojawił się dopiero dziś, ale miałam wczoraj naprawdę dużo do nauki. Mam też do Was małą prośbę. Komentujcie, bo ja nie wiem, czy ten blog ma jakiś czytelników i co o nim myślicie. podoba się Wam? Wolelibyście, żeby coś się zmieniło? Mi naprawdę zależy na waszej opinii. Jeszcze jedno pytanie. Jeżeli ta historia nie przypadła Wam do gustu, to napiszcie które z zaplanowanych na blogu Transformers Blackstar opowiadań chcielibyście przeczytać. Miłej lektury życzę ;-)

Zostaliśmy wpuszczeni do działu naukowego. To dosyć duży krok. Może w końcu zobaczymy Autobota. Mieliśmy w końcu kontakt jedynie z  Decepticonami. Jestem ciekawa, czy bardzo się od siebie różnią. To jedna rasa, więc nie powinni.

Przechodziliśmy obok kolejnych stanowisk, gdzie naukowcy badali próbki z jakimś niebieskim płynem, inni starali się wyciągać informacje z głów zabitych Decepticonów. Mam nadzieję, ze to były Decepticony.

Na końcu pomieszczenia znajdowała się winda. Zjechaliśmy ją jakieś pięć pięter w dół. Po wyjściu, znaleźliśmy się w zupełnie nowym świcie. Wielkie Transfomrersy ze znakiem Autobota na piersiach czy ramionach znajdowały się za elektrycznymi „murami”, jakie nas rozdzielały. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Tyle lat szukałam kosmitów, a teraz oglądam ich jakby nigdy nic. Jedne były mniejsze, inne większe. Czerwone, niebieskie, srebrne. Naliczyłam ich siedem.  Pierwszy z nich był dosyć spory, czerwony, z ostro zakończonymi łokciami. Kolejny, tego samego wzrostu był srebrny i miał koła zamiast stóp. Trzeci również był srebrny, ale dużo mniejszy niż pozostali. Następny nie był bardzo duży, ale masywny, o czarnym lakierze i poważnej minie. Piąty, zielony był odwrócony tyłem i nie mogłam mu się przyjrzeć. Przedostatni był sporawy i bardzo masywny, można rzec, ze gruby i miał coś w rodzaju brody. Nie zatrzymywaliśmy się, aż nie doszliśmy do ostatniego. Był jednym z mniejszych, o żółto – czarnym lakierze i nieco innej twarzy. Nie widziałam na niej ust. 

-To najlepiej współpracujący Autobot – zaczęła wyjaśnienia Emma – Wyjawił nam wiele potrzebnych informacji, nigdy nie sprawia kłopotów. Mówi za pomocą radia, w odróżnieniu od innych.

-Czemu? – zapytałam.

-Nie wiemy – odparł Stephen – Jest w stanie powiedzieć nam wszystko o swojej rasie, ale ani słowa o sobie. Najlepiej rozmawia mu się z Emmą – wskazał na córkę – Możliwe, że ufa jej najbardziej. Emmo, mogłabyś? – kobieta pokiwała głową.

-Cześć mały – podeszła bliżej Autobota – Jak się czujesz?

-Dobrze, dziękuję – odpowiedział głosem jakiejś kobiety – Kim oni są? – zapytał z kolei dziecięcym.

-To Samanta Rodgers i Garfield Stone, nasi nowi przyjaciele. Są tu, bo Decepticony groziły Sam, a my chcemy jej pomóc. Nie wiesz może, dlaczego cony miałyby się nią interesować? – bot pokiwał przecząco głową – To nic. Sami się tego dowiemy.

Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Emma tak po prostu rozmawiała z tym robotem, jakby znali się od lat. W sumie, to nie wiem ile oni się znają. Wiem natomiast jedno. On nie mówi jej wszystkiego. Być może nie ma do niej całkowitego zaufania. Muszę porozmawiać z nim sam na sam. Tylko tak dowiem się całej prawdy.

-Myślę, że na dziś starczy – przerwał rozmowę Stephen – Emmo, odprowadź proszę naszych gości do ich pokoi. Mam dziś dosyć ważne spotkanie i za kilka godzin muszę się stawić w Białym Domu.

-Oczywiście doktorze.

Mężczyzna szybkim krokiem skierował się w kierunku windy, a my dużo wolniej poszliśmy za nim.

-Długo u Was siedzi? –zapytał Gar, uprzedzając mnie.

-Czternaście lat. Złapaliśmy go zaraz po wylądowaniu. Rozbił się niedaleko sfinksa w Egipcie. Musieliśmy się nieźle postarać, żeby to zatuszować.

-I od początku był taki „potulny”? – znów uprzedził mnie chłopak.

-Tak. Nie to, co pozostali. Oni nie bardzo nam ufają. Dlatego tak zależy nam na żółtym bocie. Jest podstawowym źródłem informacji.

-Jest żywą istotą – powiedziałam, co gryzło mnie od kąt zobaczyłam te elektryczne klatki – Traktujecie go jak jaką maszynę i zapominacie, że to żywa istota.

-Ma u nas dobre warunki. Nie możemy go przecież od tak puścić na ulice – weszliśmy do windy i Emma nacisnęła guzik. Przez chwilę trwała cisza, ale zadzwonił przypięty do pasa kobiety komunikator - Słucham? – odebrała – Gdzie? Zaraz tam będę – rozłączyła się i przypięła komunikator z powrotem do pasa.

-Co się stało? – zapytałam. Widać było, że szykuje się jakaś akcja.

-Dostaliśmy informację, że wielki robot był widziany w Nowym Yorku. Świadkowie byli pewni, że czegoś lub kogoś szukał – wymieniliśmy z Garfieldem spojrzenia – Muszę tam zaraz lecieć. Traficie do swoich pokoi – pokiwałam twierdząco głową – Ufam ci Sam, jemu nieco mniej. Przypilnuj go.

-Ma się rozumieć – gdy winda tylko się otworzyła Emma wybiegła z niej. To była moja najlepsza szansa, nie mogłam z niej nie skorzystać. Nim Gar zdążył wyjść wcisnęłam guzik -5 i drzwi windy się zamknęły.

-Co robisz?!

-Muszę porozmawiać z tym Autobotem. On im czegoś nie mówi, a ja muszę się dowiedzieć czego. 

-Dla nich? Wydałaś im mnie, nie taki był plan! – złapałam chłopaka za ramiona i przycisnęłam go do ściany windy.

-Musiałam zdobyć ich zaufanie, rozumiesz? Poza tym, to był jedyny sposób by cokolwiek od nich wyciągnąć. To są wyszkoleni żołnierze, ich się nie da ot tak przekabacić czy przechytrzyć. Jeżeli nie masz zamiaru mi pomagać, w porządku, ale chociaż mi tego nie zepsuj – winda się zatrzymała, więc od razu ją opuściłam i szybkim krokiem skierowałam się do żółtego bota. Słyszałam, że Gar idzie za mną – Zaczekaj tutaj – odwróciłam się do niego – Muszę z nim porozmawiać na osobności – Garfield westchnął.

-Niech ci będzie – zwycięsko podbiegłam do Autobota. Wyglądał na dużo smutniejszego niż przedtem. Siedział skulony w rogu i nie patrzał na mnie.

-Cześć – powiedziałam zbyt cicho, by mnie usłyszał – Cześć, jestem Sam, ale mówią na mnie Skye – bot odwrócił się w moją stronę – Chciałabym z tobą porozmawiać – cisza – Powiesz, jak się nazywasz? Nie chcę cię skrzywdzić.

-Oni też tak mówili – mieszał różne głosy.

-NEST? – pokiwał twierdząco głową – Skrzywdzili cię?

-Carrigan… mówił, że chce pomóc, ale tylko krzywdził…

-A to skończony oszust – powiedziałam sama do siebie.

-Tylko Emma była miła. Próbowała mi pomóc.

-Tak, Emma jest dobra, nie to co jej ojciec – podeszłam nieco bliżej – Posłuchaj mnie. Chcę ci pomóc. Nie możesz tu zostać, żaden z was nie może.

-Dlaczego? – zdziwiłam się – Dlaczego chcesz nam pomóc?

-Bo wierzę, że jesteśmy do siebie podobni i że nie chcecie nas skrzywdzić. To jak będzie, zaufasz mi?

-Tak.

-Dobra decyzja. Garfield! – zawołałam chłopaka, który pojawił się w jednej sekundzie – Musimy ich uwolnić.

-O, to znowu jesteśmy samozwańczymi strażnikami wolności? – zapytał ironicznie – Władze są fuj?

-Nie bądź dzieckiem. Zobacz, czy możesz się włamać do systemu i wyłączyć tą elektryczną klatkę – wskazałam na znajdujący się obok panel.

-Już się robi – Gar zaczął majstrować coś na ekranie, a ja odwróciłam się do Autobota.

-Powiesz mi, jak masz na imię?

-Bumblebee – uśmiechnęłam się – Dziękuję ci.

-Nie ma sprawy. Gar, jak ci idzie? – zwróciłam się do chłopaka.

-Mają dobre zabezpieczenia, ale teraz, kiedy jestem w środku, nie zdołają się obronić. Pole energetyczne zniknie za 3…2…1…

Wtem usłyszeliśmy głośny syk. Udało się nam. Bee zrobił niepewny krok w przód i kiedy nic się nie stało, momentalnie zaczął skakać z radości. Reszta botów także opuściła swoje cele. Byli szczęśliwi, bo w końcu zostali uwolnieni. Jeden z nich, większy od Bumblebee bot o srebrnym lakierze i kołach zamiast stóp podjechał do nas.

-Już czas się stąd zmywać, co Bee? – bot pokiwał głową – W takim razie na górę.

Srebrny Autobot odbił się od rąk Bumblebee i wbił prosto w sufit, a przy okazji w kolejne piętra. Trzy kolejne roboty zrobiły tak samo. Nagle nasz mały trzmiel wziął mnie i Garfielda na ręce i wyskoczył na piętro wyżej. Przeszliśmy na jego plecy, a wtedy on zaczął przeciskać się przez dziury. Nim się spostrzegłam, byliśmy w laboratoriach NEST. Naukowcy uciekali, włączali alarm, krzyczeli, wariowali. Nie zważając na nich pędziliśmy przed siebie. Byliśmy pewni, że to już koniec kłopotów, ale drogę do wyjścia zagrodzili nam żołnierze. Mieli ze sobą potężną broń palną, na przykład bazooki. Boty robiły uniki, ale musiały się jakoś bronić. Bumblebee przeskoczył nad nimi, zrobił dziurę w ścianie i odłożył nas na ziemi, a następnie wrócił do walki. Widać było, że chciał się zemścić. Na dworze było ciemno, więc nie byłam w stanie stwierdzić, gdzie jesteśmy. Wróciłam do przyglądania się walce. Ciężko było mi dostrzec żółtego bota, ale wreszcie udało mi się to zrobić. Powalał piątkę ludzi na końcu pomieszczenia. Kolejny, zielony bot z czymś przypominającym płaszcz oraz goglami, bez wahania strzelał do żołnierzy. Moją uwagę zwróciło trzech mężczyzn, którzy wnosili do pokoju coś przypominającego armatę. Wycelowali ją w wysokiego, czerwonego bota i wystrzelili. Pocisk, przypominający małą bombę przeleciał przez sam środek Autobota, robiąc w nim jedną wielką dziurę. Chciałam krzyczeć, chciałam go zabić, za to, co zrobił. Czułam rosnący gniew, jakiego jeszcze nigdy nie czułam. Łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach. Gaarfield objął mnie w ramionach i razem cofnęliśmy się do tyłu. Wkrótce z budynku wybiegł Bumblebee. Złapał nas i razem skierowaliśmy się przed siebie, byle dalej od tego piekła. Przeskoczyliśmy płot, za którym był las. Musieliśmy się znajdować na jakimś odludziu. Biegliśmy tak, zahaczając o gałęzie drzew przez dość długi czas, aż Bee nie zadecydował, że się zatrzymamy. Odłożył nas na ziemi, a ja momentalnie usiadłam na wystającym korzeniu. Ciągle miałam przed oczami obraz tego zabitego Autobota. Tych ludzi nie obchodził jego los. Dla nich był jedynie maszyną, obiektem doświadczalnym. Zabili go bez żadnych skrupułów. To my w tym wypadku jesteśmy myśliwymi. Gar złapał mnie za rękę, a ja położyłam głowę  na jego ramieniu. Ciągle płakałam, oczy miałam już chyba czerwone.

-Prześpij się – zaproponował Bee – Jutro musimy ruszyć dalej, będą ci potrzebne siły.

Pokiwałam porozumiewawczo głową. Wyrwałam rękę z uścisku chłopaka i wspięłam się na drzewo. Usiadłam na dość szerokiej gałęzi, a już po kilku minutach usnęłam.

 

Narracja trzecio osobowa

Ciemnoskóry mężczyzna w garniturze ponownie oglądał nagranie z przesłuchania dziewczyny. Od samego początku miał wrażenie, że mówi prawdę, ale zdrowy rozsądek kazał mu nie ufać swojej intuicji. Kiedy jednak pojechał do jej domu sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku i nie zastał nikogo, zaczął winić sam siebie. Co, jeśli jego intuicja się nie myliła i ci kosmici rzeczywiście ją porwali? Miał nadzieję, że dziewczyna po prostu uciekła, ale poczucie winy nie dawało mu spokoju.

Wypijał piątą kawę tego wieczoru, kiedy usłyszał w wiadomościach donos o wielkich robotach widzianych w Nowym Yorku. To był dla niego impuls. Wiedział, że taka okazja może się więcej nie powtórzyć. Postanowił rozwiązać tą sprawę na własna rękę. Wziął dwa tygodnie wolnego, na dobry początek i wrócił do domu, by się spakować. Zabrał jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, a zaraz potem pojechał na lotnisko. Chciał jak najszybciej znaleźć się na miejscu i zebrać świeże dowody. Kto wie, jakie służby się tym jeszcze zainteresowały, albo kto jeszcze wie coś, o tych robotach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz